poniedziałek, 9 stycznia 2017

ABC, czyli gdzie jest przyczyna moich emocji?

Dzisiejszy post jest kontynuacją rozważań o osobistej odpowiedzialności, ponieważ uważam to zagadnienie za kluczowe w procesie budowania empatycznych relacji z dziećmi (pisałam o tym tutaj oraz tutaj).

Dla mnie ważne okazało się znalezienie odpowiedzi na pytanie:

Gdzie leży przyczyna ludzkich emocji?

Okazało się, że znajduje się ona...... w nas samych..

I nie jest to wcale najnowsze odkrycie psychologii, ponieważ już w III wieku przed naszą erą greccy filozofowie twierdzili, że nasze emocje i zachowania wynikają bezpośrednio z naszych sądów o zewnętrznych wydarzeniach.


Zaraz sprawdzimy jak to działa w praktyce - weźmy na przykład obecną sytuację. Czytasz słowa napisane przez kogoś, kogo nawet nie znasz. W Twojej głowie pojawia się ocena, której sobie pewnie nie uświadamiasz, a na skutek tej oceny - pojawia się emocja.

Specjaliści przedstawiają to w taki sposób:


A - to bodziec. Coś co się aktualnie dzieje, czyli na przykład czytasz właśnie ten tekst.

B - to Twoje przekonania, poglądy, interpretacje tego, co spotyka Cię w życiu. Twoje filtry, które produkują osądy. To w tym miejscu znajduje się przyczyna Twoich emocji.

C - to efekt końcowy, czyli Twoje emocje i zachowanie. Twoja reakcja. 

Nie mam wpływu na to, jak zinterpretujesz moje słowa i jaką wywoła to u Ciebie emocję. Twoja reakcja jest w gruncie rzeczy Twoim wyborem.

Podobnie dzieci nie mają wpływu na to, w jaki sposób dorośli reagują na ich zachowanie. Rodzące się w dorosłych uczucia wskazują na niezaspokojoną lub zaspokojoną ważną ludzką potrzebę (o potrzebach napiszę w osobnym poście.).

Przykład praktyczny, czyli sytuacja z życia wzięta: na osiedlowym placu zabaw bawią się dzieci (A - bodziec). Ich zabawę obserwują dwie starsze panie, sąsiadki. Jedna z nich mówi:

- Te dzieci strasznie hałasują, w ogóle nie można odpocząć (B - osąd). Bardzo mnie to denerwuje, (C - efekt końcowy).      

Druga pani odpowiada:

- A jak według Pani dzieci mają się bawić? To normalne, że trochę krzyczą (B - osąd), ale mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie - patrzę na nie z przyjemnością - tyle w nich radości i spontaniczności.  (C - efekt końcowy)    

Czy to bawiące się dzieci były przyczyną dwóch odmiennych reakcji starszych pań? 

Nie - ich emocje uruchomiły się na skutek dokonania osądów. Żadna z pań nie miała także świadomości, że to co czuje, wskazuje na niezaspokojoną lub zaspokojoną potrzebę każdej z nich, więc uznały, że przyczyną ich emocji jest zachowanie dzieci.

Zachowanie dzieci było jednak bodźcem, ale nie przyczyną reakcji obu pań.

Świadomość tego jest bardzo ważna, ponieważ źródłem wielu nieporozumień pomiędzy dorosłymi a dziećmi jest właśnie mylenie bodźca z przyczyną ;-). 
To samo podejście jest zresztą przyczyną nieporozumień w każdej innej relacji.

Jeżeli przyjmiemy osobistą odpowiedzialność za swoje emocje, nauczymy tego także nasze dzieci. Nauczymy je tego, że ich reakcja jest ich WYBOREM.  Nauczymy je łączenia się ze swoimi potrzebami.

Ale żeby dzieci się tego nauczyły, potrzebni są dorośli, którzy przyjmują osobistą odpowiedzialność za swoje emocje i zachowania.... 
Dla wielu osób może oznaczać to odwrócenie dotychczasowego myślenia "do góry nogami". Przejęcie osobistej odpowiedzialności za swoje emocje oznacza w wielu przypadkach konieczność "przebudowania" swoich dotychczasowych przekonań.

Żeby postawić kropkę nad i, muszę dodać jedną ważną uwagę: przyjęcie osobistej odpowiedzialności za swoje emocje nie oznacza, że rodzic już nigdy, w żadnej sytuacji się nie zdenerwuje. Jednak świadomość tego, że przyczyna jego emocji tkwi w nim, pomoże mu zrozumieć, dlaczego w danej sytuacji reaguje złością i skorygować swoje działania. 
Pierwszym krokiem do takiego zrozumienia jest dostrzeżenie osądzających myśli, pojawiających się w głowie zdenerwowanego rodzica.

Być może zadajecie sobie teraz pytanie - no dobrze, a jeśli nie osądy, to co? Czym je zastąpić?

Dla mnie bardzo pomocna w tym zakresie jest koncepcja Marshalla Rosenberga, czyli Porozumienie Bez Przemocy. Dzięki niej możemy rozpoznać własne osądy danej sytuacji (czyli bodźca), następnie uczucia jakie się w związku z nimi pojawiają i powiązać je z niezaspokojoną lub zaspokojoną potrzebą. 

Kończąc tekst dotyczący mechanizmu ABC (tak pozwolę sobie go roboczo nazwać), dodam tylko, że inspirując się koncepcją Marshalla, ujęłabym całe zagadnienie następująco:

- zachowując się w jakiś sposób, jesteśmy dla siebie wzajemnie bodźcami

- będąc bodźcem dla kogoś, nie mamy wpływu na to, jak ten ktoś zinterpretuje nasze zachowanie i jakie uczucia w nim powstaną - i odwrotnie (inni ludzie nie mają wpływu na to jak my zinterpretujemy ich zachowania i jakie emocje w związku z tym w nas powstaną)

- nie oznacza to jednak, że mamy "machnąć ręką" na to, w jaki sposób ktoś odbiera nasze zachowanie. Jeśli chcemy budować empatyczną relację z dzieckiem (lub innym człowiekiem), nie jest nam obojętne, jakimi bodźcami dla siebie jesteśmy. Jednak rozmawiając o tym, nie będziemy się wzajemnie osądzać. Przyjrzymy się natomiast naszym potrzebom, które w danej sytuacji są zaspokojone lub nie.

Przyjęcie takiego podejścia niweluje napięcie w tak zwanych sytuacjach trudnych pomiędzy dorosłymi a dziećmi (i między ludźmi w ogóle....). Pomaga także rozwiązać wiele problemów wcześniej nierozwiązywalnych ;-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz