piątek, 30 grudnia 2016

Myślenie, które nie pomaga - cz. 2



Dzisiaj ciąg dalszy rozważań dotyczących sposobu myślenia, który nie pomaga w budowaniu empatycznych relacji z dziećmi (i z ludźmi w ogóle).

Będą one dotyczyły osobistej odpowiedzialności.

Najpierw cytat:

Wzięcie całkowitej odpowiedzialności za wszystkie nasze czyny, a także za nasze emocje i zachowania będące reakcją na różne sytuacje życiowe, jest najważniejszym krokiem na drodze ku dojrzałości. Niemniej tendencja do obwiniania innych za nasza uczynki i reakcje jest stara jak świat.
John Powell, Twoje szczęście jest w tobie.

Snując filozoficzne rozważania na ten temat, doszłam do wniosku, że schemat myślenia pomagający w wypieraniu się odpowiedzialności za własne emocje może wyglądać na przykład tak:

niedziela, 25 grudnia 2016

Myślenie, które nie pomaga - cz. 1

Długo zastanawiałam się nad tym, w jaki sposób opisać zagadnienia, które są dla mnie najważniejsze w budowaniu empatycznych relacji z dziećmi. W końcu doszłam do wniosku, że napiszę o pewnych przekonaniach, które moim zdaniem nie pomagają w byciu rodzicem (czy też dorosłym) empatycznym :-)

Przekonania te wiążą się z zagadnieniem osobistej odpowiedzialności.

Polegają one na myśleniu w taki mniej więcej sposób:

- jeżeli z naszym dzieckiem nie ma problemów, jest to zasługą naszych metod wychowawczych
- jeśli nasze dziecko sprawia problemy albo jest "trudne", to mamy pecha. Trafił się nam "wadliwy" egzemplarz, ewentualnie jest to wina:

dziadków
nauczycieli (nauczyciele w tym miejscu wskazują rodziców ;-))
złego towarzystwa.

Rozmawiając kiedyś z córką na temat osobistej odpowiedzialności, wymyśliłam taki rysunek:

niedziela, 18 grudnia 2016

Tak się to robi po prostu...

Znacie historyjkę o szynce? Opowiem Wam ją:

Pewien młody mąż obserwował któregoś dnia jak jego żona przygotowuje szynkę do pieczenia. Ku jego zdziwieniu odkroiła kawałek mięsa z jednej i drugiej strony szynki i dopiero wtedy zaczęła ją przyprawiać. Zaciekawiło go to, ponieważ nigdy nie widział, aby ktokolwiek usuwał części mięsa przed pieczeniem. Zapytał więc:

- Kochanie, dlaczego odkroiłaś te dwa kawałki szynki?
- Jak to dlaczego? Tak się przygotowuje szynkę do pieczenia. Moja mama, która była świetną kucharką, zawsze tak robiła. Nauczyłam się tego od niej.

Młody małżonek poszedł więc do matki swojej żony i zapytał:

- Mamo, moja żona szykuje właśnie szynkę do pieczenia i odkroiła z niej po kawałku z obu stron. Podobno nauczyła się tego od Ciebie. Ciekaw jestem dlaczego tak robicie?
- Jak to dlaczego? Tak się przygotowuje szynkę do pieczenia. Moja mama, która była świetną kucharką, zawsze tak robiła. Nauczyłam się tego od niej.

niedziela, 11 grudnia 2016

Moi nauczyciele...

Nie byłabym takim człowiekiem, jakim jestem teraz, gdyby nie moi nauczyciele...

Pamiętam, jak razem z kolegą z ławki czekaliśmy na pierwszego z nich.
Zastanawialiśmy się, jaki on będzie - spokojny czy krzykliwy, czy będzie zadawał prace domowe, a jeśli tak, to jak dużo. Byliśmy bardzo podekscytowani (no wiecie, jak to pierwszaki ;-)) i trochę przestraszeni, bo uczniowie ze starszych klas mówili nam, że różnie może być. Że czasami jest ciężko nadążyć z nauką, że lekcje odrabia się nawet w nocy...
Byli też tacy, którzy skończyli szkołę wiele lat temu - oni mówili nam, że teraz wszystko się zmieni.
Nie brzmiało to zachęcająco....

Na szczęście nasz pierwszy nauczyciel okazał się człowiekiem nadzwyczaj łagodnym i wyrozumiałym. Nawet jeśli byliśmy nieprzygotowani albo nie odrobiliśmy pracy domowej, on zawsze dawał nam drugą szansę. Spokojnie tłumaczył wszystko po kilka razy i akceptował nasze wybryki. Dawał też szansę naprawienia błędów, których oczywiście w trakcie trwania nauki nie uniknęliśmy.

wtorek, 6 grudnia 2016

Droga do równowagi..




Kiedyś było tak, że dzieci i ryby głosu nie miały.

Są tacy, którzy wspominają te czasy z rozrzewnieniem.

Szło na przykład takie dziecko do szkoły, nauczyciel wpisywał mu uwagę albo uderzał go za karę linijką, a rodzic w domu dokładał swoją porcję klapsów. Nikogo nie interesowało to, co dziecko miało w całej sprawie do powiedzenia.
Dorośli tworzyli wspólny front przeciwko dzieciom. Tak jakby prowadzili wojnę z niebezpiecznym przeciwnikiem.
Hierarchia i dyscyplina przede wszystkim - a szacunek był, panie, że ho ho!

Później nadeszły czasy różnych teorii wychowawczych, które często w dość dowolny sposób były przez rodziców interpretowane. Ludzie wychowani w autorytarnych domach próbowali zastosować nowe myśli w praktyce, z bardzo różnym skutkiem.
Mam wrażenie, że przeszliśmy z jednej skrajności w drugą, a obydwa podejścia do dzieci nadal funkcjonują w naszej rzeczywistości.

Zastanawiam się często nad tym czy rzeczywiście autorytarne podejście do dzieci skutkowało wysokim poziomem szacunku dla starszych, czy raczej mylimy w tym przypadku szacunek z posłuszeństwem, okraszonym sporą dozą strachu.
Dla mnie szacunek nierozerwalnie wiąże się z podziwem dla kogoś - a nie ze strachem przed kimś. Dlatego nie wzdycham z rozrzewnieniem do tych czasów, kiedy to dzieci i ryby głosu nie miały ;-)

Jest takie powiedzenie, że droga do równowagi prowadzi przez skrajności - coraz więcej mówi się o tym, że ani autorytaryzm, ani permisywizm nie sprawdziły się jako metody wychowawcze. Szukamy rozwiązań opartych na budowaniu empatycznych relacji i na uwzględnianiu potrzeb zarówno osób dorosłych jak i dzieci. Mam nadzieję, że zbudujemy w ten sposób już nie front przeciwko dzieciom, ale spójne podejście do nich, którego fundamentem będzie wzajemny szacunek.

Dzieci potrzebują empatycznego wsparcia dorosłych - rodziców i nauczycieli.
Jesteśmy dla nich ważni.
Jesteśmy ich punktem odniesienia.