sobota, 16 grudnia 2017

O chłopcu w walizce


Dzisiaj historyjka o tym, co na pierwszy rzut oka nie było wcale oczywiste... ;-)

Pewnego popołudnia wraz z grupką rodziców czekałam na zakończenie zajęć sportowych, w których brała udział moja córka. W końcu drzwi od sali gimnastycznej się otworzyły i dzieci zaczęły wychodzić. Trwało to dłuższą chwilę.

Jedna z mam wydawała się zniecierpliwiona. Zajrzała do sali i zobaczyła, że jej syn nadal jest w środku. Leży na boku, skulony na podłodze. Trzyma ręce przy twarzy.

Zawołała więc do niego:

- Antek, wstawaj! Nie wygłupiaj się! Idziemy do domu!

Chłopiec dalej leżał na podłodze, skulony.

- Antek, spieszy mi się! Chodź już!

Cisza.

- Dobrze, skoro tak, to zostawiam Cię tutaj. Prześpisz się w tej sali. Dobranoc, życzę Ci miłych snów. Zabiorę Twoje rzeczy.

Odwróciła się i poszła do przebieralni.

poniedziałek, 6 listopada 2017

Jak prowadziłam lekcję w szkole....



Dawno temu chodziłam do szkoły, w której nauczyłam się pisać bezwzrokowo na maszynie do pisania. Ta umiejętność codziennie bardzo mi się przydaje i naprawdę ułatwia życie.
Cała tajemnica takiego pisania polega na tym, żeby zacząć od ułożenia palców na konkretnych literach na klawiaturze.

Chcecie spróbować?

Robi się to tak: odnajdujemy środkowy wiersz liter na klawiaturze i kładziemy najmniejszy palec lewej ręki na literze A. Kolejny palec - litera S, następne palce - litery D i F.

Omijamy litery G i H i kładziemy palec wskazujący prawej ręki na literze J. Kolejny palec prawej ręki - litera K. Następny - litera L.
Jeżeli chodzi o najmniejszy palec prawej ręki, to na klawiaturach maszyn do pisania była dla niego przeznaczona litera Ł, o ile dobrze pamiętam. Na klawiaturze komputerowej nie ma dla niego litery, ale niech leży sobie na klawiszu sąsiadującym po prawej stronie z literą L.
Kciuki obu rąk kładziemy na klawiszu spacji.

Jeśli nasze palce leżą już na właściwych literach, możemy napisać kilka prostych słów - na przykład:
as (od tego się zaczyna ;-)), sad, las, kask, fala....

Tak więc widzicie, że już po kilku minutach można zobaczyć efekt swoich działań, co przynosi mniejszą lub większą satysfakcję, wprost proporcjonalną do entuzjazmu ucznia ;-)

sobota, 14 października 2017

O co im właściwie chodzi?

Znacie taką historyjkę?

Pewien mężczyzna spacerował brzegiem morza i modlił się. Nagle usłyszał głos Boga:

- Synu, ponieważ jesteś dobrym człowiekiem i postępujesz zgodnie z moimi przykazaniami, chciałbym coś dla Ciebie zrobić. Może masz jakieś życzenie, które mógłbym spełnić?

- Boże! Jaka wspaniała propozycja! Rzeczywiście, od lat o czymś marzę - o autostradzie na Hawaje. Uwielbiam to miejsce i chciałbym tam częściej bywać, ale nie stać mnie na bilety lotnicze. Gdybyś wybudował taką autostradę, byłoby to spełnienie moich marzeń.

Bóg, lekko zirytowany, odpowiedział:

- Synu! Pomyśl jak bardzo egoistyczne jest Twoje marzenie! Pomyśl jak wiele osób musiałbym zatrudnić, jak wiele materiałów zgromadzić! I całe to zamieszanie tylko dla jednej osoby - dla Ciebie! Może masz inne marzenie, które mógłbym spełnić?

Mężczyzna zawstydził się i odpowiedział:

- Masz rację... Trochę się rozpędziłem... Daj mi chwilę... OK, już mam - wiesz, od dawna zastanawiam się czy mógłbym jakoś poprawić moje relacje z kobietami. Chciałbym wiedzieć co one tak naprawdę myślą, czy kiedy mówią "nie", to naprawdę myślą "nie", czy może jednak myślą wtedy "tak"? Chciałbym też wiedzieć jak można sprawić, aby były szczęśliwe.
A więc, dobry Boże, czy możesz sprawić, abym rozumiał kobiety?

Po dłuższej chwili milczenia Bóg odpowiedział:

- No cóż, hm... to w takim razie ile pasów ruchu chciałbyś mieć na tej autostradzie?


Zabawne, prawda? Z tej opowiastki śmieją się nie tylko mężczyźni, ale także kobiety. No bo przecież tak jest - weź się, człowieku, dogadaj z kobietą...

Ja widzę jednak w tej historyjce coś jeszcze.

czwartek, 14 września 2017

Jak zrobić kłótnię?



Zrobienie kłótni jest bardzo proste. Razem z moją najmłodszą córką wymyśliłyśmy zabawę, która pomaga zrozumieć jak to się dzieje, że się kłócimy.

Usiadłyśmy plecami do siebie. Ja usiadłam przodem do ściany, a córka - przodem do okna. Umówiłyśmy się, że będziemy ze sobą rozmawiać, ale w taki sposób, że ja ani razu nie użyję słowa "ściana", a ona - słowa "okno".

Zaczęła córka (C), patrząc na okno:

- Wiesz, chciałabym powiesić tutaj roletę.

Odpowiedziałam, patrząc na ścianę:

(Ja) - Jaką roletę? Przecież tu się nie da powiesić żadnej rolety! Ja chcę tu powiesić obraz.

(C) - Jaki obraz? Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktokolwiek wieszał w takim miejscu obrazy!
(Ja) - Ależ oczywiście, że tu się wiesza obrazy! Mnóstwo osób to robi i jakoś nikogo oprócz Ciebie to nie dziwi!
(C) - Ale przecież obraz będzie tu przeszkadzał! Zdecydowanie potrzebna jest roleta!
(Ja) - Upierasz się przy czymś, co w ogóle nie ma sensu!
(C) - Nieprawda. To Ty upierasz się przy czymś, co w ogóle nie ma sensu!

sobota, 19 sierpnia 2017

Z kim rozmawiasz?

Opowiem Wam dzisiaj historyjkę o pewnym chłopcu, który dostał jedynkę z matematyki. Wracał do domu przygnębiony, bo spodziewał się, że rodzice nie będą z tego powodu zadowoleni.

W domu była tylko mama. Kiedy chłopiec wszedł do kuchni, powiedziała;

- O, jesteś już! Jak było w szkole?

- Dobrze.

- Dostałeś jakąś ocenę?

- Noooo taak... Jedynkę z matematyki..

- Jedynkę z matematyki?! - powtórzyła mama Bardzo Głośno - Oczywiście, mogłam się tego spodziewać - ciągnęła, otwierając szafkę ze szklankami - całymi popołudniami siedzisz przy komputerze, zamiast się uczyć (szklanka, na którą mama w tej chwili spojrzała, chciała zaprotestować, że ona przecież nigdy... że nawet nie wie jak włączyć komputer... - ale nie zdążyła, bo mama zamknęła już drzwiczki szafki).

środa, 21 czerwca 2017

Wychowanie do efektywnej samosterowności



Wróciłam dzisiaj do materiałów z warsztatów, prowadzonych przez prof. Joachima Bauera, w których brałam udział.

Przeczytałam wnikliwie tekst opracowany przez profesora, zatytułowany "Wychowanie do efektywnej samosterowności". Przedstawię Wam krótkie streszczenie tej lektury, a także wnioski i refleksje, które z niej płyną.

Profesor zauważa, że dzieci i młodzież żyjący w "przebodźcowanym" środowisku, wpadają w tryb funkcjonowania na zasadzie "bodziec - reakcja", polegający na natychmiastowym reagowaniu na pojawiające się impulsy. Największymi "winowajcami" takiego stanu rzeczy są serwisy społecznościowe oraz gry. Dzieci i młodzież ustawicznie i nerwowo reagujący na bodźce, przyzwyczajają się do tego tak dalece, że postrzegają jako trudne do zniesienia te sytuacje, które wymagają zatrzymania się, koncentracji czy pozostania przez chwilę w ciszy.

Tymczasem samosterowność polega właśnie na umiejętności zatrzymania się, koncentracji i "połączeniu się ze sobą", jak określiłby to Marshall Rosenberg. Aby to osiągnąć, należy zadbać o rozwój kompetencji, umiejscowionych w korze przedczołowej.

środa, 24 maja 2017

Warsztaty z profesorem Joachimem Bauerem

Wybrałam się na warsztaty organizowane przez Budzącą się Szkołę (strona tutaj), podczas których miałam okazję wysłuchać wykładu profesora Joachima Bauera.
Profesor mówił o roli relacji w procesie nauczania. A ponieważ jest specjalistą w zakresie neurobiologii, pokazywał nam, co się dzieje w ludzkim mózgu, kiedy doświadcza on różnych sytuacji.

Zapisałam cały stos kartek A4, a teraz chcę podzielić się z Wami tym co najważniejsze - esencją z esencji ;-)  Dzisiaj na gorąco, bo tuż po tym wydarzeniu, ale będę jeszcze wracać do moich notatek.

Po pierwsze, profesor uświadomił nam, że wszystko czego doświadczamy, ma wpływ na ekspresję naszych genów. Inaczej mówiąc, to czego doświadczamy, uaktywnia niektóre grupy genów.
Każdy kontakt z drugą osobą zmienia nas wzajemnie - nasze mózgi stają się inne po każdym spotkaniu z drugą osobą.

niedziela, 14 maja 2017

Inteligencje wielorakie - co to takiego?

Siedzę któregoś dnia na zebraniu w szkole, do której chodzi moja córka. W pewnym momencie wychowawczyni mówi:

- Proszę Państwa, dzieci podczas lekcji bawią się sprytną plasteliną..

"Acha - myślę sobie - zaraz się zacznie przemówienie na temat tego, że w czasie lekcji trzeba siedzieć spokojnie, nie rozmawiać, nie rozpraszać się i tak dalej. Jak zwykle".
A trzeba Wam wiedzieć, że po wielu nieudanych próbach samodzielnego zreformowania systemu edukacji (nie polecam ;-)  ), przepisałam córkę z wielkiej systemowej podstawówki do małej, kameralnej szkoły niepublicznej, która urzekła mnie swoją rodzinną atmosferą.

Tymczasem wychowawczyni mówi dalej:

- Proszę, aby Państwo porozmawiali z dziećmi na ten temat. Niech same zaobserwują, czy taka zabawa pomaga im w koncentracji, czy raczej przeszkadza. Niektóre dzieci są kinestetykami, a więc w ich przypadku to może być pomocne. Dla innych dzieci zabawa plasteliną to rozproszenie uwagi. Warto, aby dzieci same umiały stwierdzić jak to wygląda w przypadku każdego z nich.

I co Wy na to?

czwartek, 11 maja 2017

Ja się przecież tak staram..

Miałam zamiar napisać dzisiaj zupełnie o czymś innym, ale wydarzenia ostatnich dni spowodowały, że odżył w mojej głowie (a może raczej w sercu?) temat, który nieustannie powoduje moje przygnębienie, smutek, a czasami także poczucie niemocy.

Temat ten co jakiś czas wraca do mnie - jak bumerang.
Zaczyna się przeważnie od rozmowy z rodzicem, który ma tak zwane trudne dziecko. Rodzic ten opowiada mi o różnych sytuacjach, w których jego dziecko zachowało się w sposób niedopuszczalny. Nieodłącznym elementem takiej rozmowy jest oburzenie rodzica na dziecko. Czasami dochodzi do tego komentarz w rodzaju:

najchętniej uderzyłbym gówniarza w twarz  / wystawiłbym mu walizki za drzwi i niech się wynosi z mojego domu

Oprócz tego jest też opowieść o tym, jak to rodzic się stara, jak robi wszystko co tylko najlepsze dla swojego niewdzięcznego dziecka, a jedyne na co może liczyć to warknięcie zamiast odpowiedzi na zadane pytanie.

sobota, 29 kwietnia 2017

Wszystko robię źle...

Jest takie zjawisko, które obserwuję w szkołach, a któremu próbuję jednoosobowo przeciwdziałać. Polega ono na tym, że nauczyciele kierują uwagę (swoją oraz swoich uczniów) na to, co się nie udało, nie wspominając w ogóle o tym co się udało.

Albo mówiąc inaczej - podkreślają błędy, a nie mówią o sukcesach.

Robi się to na przykład tak:

Sprawdzian w klasie drugiej lub trzeciej szkoły podstawowej. Jak wiadomo, obowiązuje wtedy nauczanie zintegrowane, czyli na sprawdzianie mamy zarówno zagadnienia z zakresu matematyki jak i jęz. polskiego. Do tego jakieś pytania z przyrody - a więc dość sporo różnych elementów. Wychowawczyni przynosi sprawdzone prace do klasy i mówi do dzieci:

- no, moi kochani, musicie jeszcze popracować nad odczytywaniem godzin na zegarze.

sobota, 22 kwietnia 2017

Porozumienie bez przemocy w pigułce ;-)

Wspominałam już kilkakrotnie na tym blogu o koncepcji Marshalla Rosenberga, czyli Porozumieniu bez Przemocy (nonviolent communication - w skrócie nvc). Dzisiaj chciałabym przybliżyć Wam to zagadnienie.

Dla mnie nvc jest czymś więcej niż tylko sposobem komunikacji. Jest to połączenie osobistej odpowiedzialności za dokonywane przez siebie wybory z uważnością na potrzeby - zarówno swoje jak i innych ludzi.
Jest to umiejętność życia zgodnie z ważnymi dla nas wartościami, niezależnie od sytuacji, w jakiej się znajdujemy.

Nie będę się rozpisywać na temat twórcy metody nvc - powiem tylko, że był psychologiem klinicznym, który próbował znaleźć odpowiedź na dwa nurtujące go od dzieciństwa pytania:

- co takiego dzieje się w ludziach, że prowadzi ich do czerpania radości z czyjegoś cierpienia; co sprawia, że chcą się przyczynić do cierpienia innych ludzi?

- co sprawia, że pozostajemy w procesie współczucia, w którym przyczyniamy się do wzbogacania życia innych ludzi?

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Edukacja do posłuszeństwa

Tłumaczę sobie z jęz. angielskiego kilkugodzinny kurs Marshalla, bo doszłam do wniosku, że nie ma to jak poznawanie koncepcji "u źródła".
Idzie powoli - to żmudna praca, polegająca na słuchaniu po kawałeczku, cofaniu, pisaniu, sprawdzaniu czy to co się napisało ma sens i jest zgodne z przekazem i tak dalej..

Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami refleksjami na temat fragmentu tego kursu, który bardzo mnie poruszył:

Od około 10 tysięcy lat, ludzie na naszej planecie żyją w strukturach, które nazywam dominacyjnymi. W strukturach tych grupa ludzi, tytułująca się władcami, ma prawo do kontrolowania innych, ponieważ władcy wiedzą, co jest najlepsze dla wszystkich.
Niektórzy z tych ludzi nazywają siebie królami, inni - carami. Ale niezależnie od tego, jakie nazwy są im nadawane, niezwykle istotne dla podtrzymywania tych struktur jest edukowanie ludzi, aby byli posłuszni.
A więc jak edukuje się ludzi do tego, aby byli ulegli i posłuszni? No cóż, wystarczy nauczyć ich języka, który odetnie ich od ich wewnętrznej mocy i spowoduje, że będą oczekiwać od władzy wskazówek, w jaki sposób mają żyć. Dokonanie tego wymaga zastosowania języka, który jest statyczny i który opisuje jacy ludzie "są". Czy są dobrzy, źli, mają rację czy się mylą, są normalni lub nienormalni.
Tak więc elementem kluczowym dla podtrzymania struktury dominacyjnej jest nauczenie ludzi statycznego języka, w którym słowo "być" używane jest do osądzania innych ludzi - ich zachowania, wyglądu czy inteligencji. 
Dodatkowo, oprócz używania języka, który nazywam "językiem dominacji", niezwykle ważne jest nauczenie ludzi wiary w retrybutywną sprawiedliwość. Według jej zasad, jeśli jesteś uznany przez władze za "złego", to zasługujesz na to, aby cierpieć z tego powodu, czyli otrzymać karę. A jeśli władze ocenią Cię pozytywnie, zasługujesz na nagrodę.
Jestem przekonany, że właśnie ta kombinacja: nauczenie ludzi statycznego myślenia w kategoriach "dobry-zły", "właściwy-niewłaściwy", "normalny-nienormalny", "odpowiedni-nieodpowiedni", "psychicznie zdrowy-psychicznie chory" - taki rodzaj myślenia, połączony z wiarą w retrybutywną sprawiedliwość, opartą na karach i nagrodach, jest przyczyną przemocy na naszej planecie.
Marshall Rosenberg

niedziela, 9 kwietnia 2017

Jak pewna Ania mała ze strachem rozmawiała :-)



O Ani już wcześniej pisałam tutaj

Dzisiaj opowiem Wam jak Ania rozmawiała ze strachem.

A było to tak:

Wszystkie dzieci z klasy jeździły na basen. Któregoś dnia pan prowadzący zajęcia powiedział:

- Kto chce, może zjechać z dużej zjeżdżalni.

Jak się pewnie domyślacie, niektóre dzieci bardzo się z tego ucieszyły, ale były też i takie, które wolały zostać na dole, bo zjeżdżalnia była naprawdę duża - wyglądała jak zakręcona rura, a dwa zakręty znajdowały się na zewnątrz budynku.
Ania stanęła razem z dziećmi, które chciały zjechać ze zjeżdżalni. Nagle poczuła dziwny ścisk w żołądku. Skupiła się na nim i usłyszała cieniutki głosik:

- Czy jesteś pewna, że chcesz zjechać z tej wielkiej i niebezpiecznej zjeżdżalni?! Bo ja się jej boję i nie chcę tam iść! Przecież wiesz, że dla mnie ważne jest bezpieczeństwo!

To był Supełek - strach.

poniedziałek, 20 marca 2017

Moja autonomia czy współpraca z dorosłymi?

Psychologowie mówią, że wszystkie zachowania ludzi można podzielić na dwie kategorie: konfrontacja lub wycofanie się. W gruncie rzeczy każdy z nas reaguje na różne sytuacje życiowe albo walką albo ucieczką. Te dwa rodzaje reagowania pochodzą z najstarszej, tzw. gadziej części ludzkiego mózgu.

Snując filozoficzne rozważania na ten temat, doszłam do wniosku, że natura wyposażyła nas w te dwa mechanizmy dla zachowania równowagi, albowiem:

- osoby mające większą skłonność do konfrontacji (co nie znaczy, że nigdy nie "uciekają") określane są często jako agresywne, ale jeśli przyjrzeć się im dokładnie, to okaże się, że po prostu chcą działać i mają w sobie wiele energii. W sytuacji dla nich trudnej podejmują więc od razu działanie. Konfrontacja z innymi osobami nie stanowi dla nich problemu.

- osoby mające większą skłonność do wycofywania się (co nie znaczy, że nigdy nie "walczą") nie czują się dobrze w sytuacjach wymagających konfrontacji z innymi osobami, zwłaszcza jeśli te inne osoby zachowują się dynamicznie ;-)  Zdarza się, że unikają trudnych sytuacji, a konfrontacja jest dla nich pewnym problemem. Zanim zaczną działać, rozważają dane zagadnienie z różnych punktów widzenia.

W życiu jak wiadomo zdarzają się nam zarówno sytuacje, w których trzeba działać szybko jak i sytuacje, w których warto się dłużej zastanowić przed podjęciem działania. Tak więc zasoby czy też potencjał ww sposobów reagowania można byłoby doskonale wykorzystać, gdyby ludzie lepiej je rozumieli i uczyli się od siebie nawzajem. Mam jednak wrażenie, że to zrozumienie jakoś się nam rozjeżdża, a te dwie postawy, z założenia mające prowadzić do równowagi, w pewnym sensie się skrzywiają...

niedziela, 12 marca 2017

Historyjka z życia wzięta, czyli jak działają nasze filtry

Dziś chcę Wam opowiedzieć historyjkę, która pokazuje, w jaki sposób działają filtry w naszych głowach (wspominałam o nich tutaj).

Taka sytuacja:

Pewien mężczyzna wychodzi z domu - zimowe, ciemne popołudnie, spieszy się na spotkanie. Otwierając drzwi domu widzi, że jakaś postać stoi przy furtce.
"To chyba kolega Maćka - myśli mężczyzna, idąc w kierunku furtki - pewnie nie wie, że mamy zepsuty domofon, a on dzwoni i marznie. Kurtka oczywiście rozpięta, zaraz się przeziębi i będzie chory".  Dochodzi do furtki i zagaduje do chłopaka:

- Co Ty tutaj robisz?
- Czekam na Maćka, mamy iść razem do Kuby, bo dostał nową grę.
- Acha... zapnij kurtkę, bo się przeziębisz - mężczyzna wsiada do samochodu i odjeżdża.

Po chwili z domu wychodzi Maciek. Kolega wita się z nim, a następnie mówi:

- Twój ojciec mnie nienawidzi.

Ta historyjka wydarzyła się naprawdę i pokazuje według mnie, w jaki sposób działają "filtry" w naszych głowach.

niedziela, 5 marca 2017

Jak pewna Ania mała emocjami się opiekowała :-)

Dzisiaj opowiem Wam o pewnej dziewczynce.

Powiedzmy, że ma na imię Ania. Niedawno skończyła 8 lat. Chodzi do szkoły i bardzo lubi swoje koleżanki. Czasami zdarzają się między nimi małe nieporozumienia, ale sami wiecie jak to jest – ktoś coś źle zrozumie i sprzeczka gotowa. Albo ktoś czegoś bardzo chce, ale tego nie dostaje i robi się zły..
Ania ma też koleżankę, która mieszka blisko niej. Dziewczynki spotykają się w weekendy, ale kiedy przychodzi pora rozstania, Ania czasami się denerwuje, bo zdarza się, że ta pora wypada akurat w samym środku zabawy. Pewnego razu właśnie tak się stało i Ania się zdenerwowała. Poszła do swojego pokoju i nie chciała z nikim rozmawiać.
Zauważyła to Mama (mamy zauważają takie rzeczy, nawet kiedy są bardzo zajęte ;-)).
Weszła do pokoju Ani i powiedziała:
- Coś mi się wydaje, że jesteś zdenerowana. Mam rację?
- Mhm – powiedziała Ania, nie patrząc na Mamę
Mama popatrzyła jak Ania chowa zabawki i zgarnia klocki do pudełka..
- Czy chciałabyś, żebym podzieliła się z Tobą moim sposobem na zdenerwowanie?
- Mhm - powiedziała Ania, spoglądając tym razem na Mamę przez chwilę.

niedziela, 19 lutego 2017

Słowa-worki



Jako się rzekło wcześniej, opowiem Wam jak działają słowa-worki.

Słowo-worek, według mojej jednoosobowej filozofii, to takie słowo, które wszyscy znamy, ale każdy z nas definiuje je nieco inaczej, zakładając zupełnie nieświadomie, że jest to definicja przyjęta przez absolutnie wszystkich ludzi na świecie.

Różnicę pomiędzy "zwykłymi" słowami a "słowami-workami" wyjaśnię na przykładzie.

Powiedzmy, że poproszę Cię teraz o podrapanie się prawą ręką po nosie - i będziesz wiedzieć jaką czynność masz wykonać.

Jeśli poproszę Cię o zaśpiewanie teraz piosenki "Sto lat" - także będziesz wiedzieć jaką czynność masz wykonać.

Ale jeśli powiem Ci: szanuj mnie....
Czy będziesz wiedzieć o co dokładnie Cię proszę? Jaką czynność masz wykonać, aby spełnić moją prośbę?

Niby wiadomo co to jest szacunek, ale w praktyce okazuje się, że pod hasłem "szanuj mnie" może kryć się bardzo wiele różnych definicji, które utrudniają nam porozumienie - z ludźmi w ogóle, a z dziećmi w szczególności.

Stąd właśnie biorą się takie mniej więcej rozmowy:

- Ty mnie wcale nie szanujesz!
- Nieprawda. Szanuję Cię!

niedziela, 12 lutego 2017

Wiem co sobie myślisz, czyli kto tu odwraca kota ogonem?

Droga do przekształcenia się w rodzica empatycznego jest czasami wyboista.
Co rusz czyhają na człowieka różne przeszkody. Na przykład nawykowe "czytanie w głowach".

Jak to wygląda w praktyce?

Na przykład tak:

córka (lat 7) wraca ze szkoły do domu i pełna emocji opowiada mamie, co powiedział do niej kolega. Mama (ja) patrzy na nią - przecież zna ją od lat, wie jaka jest krucha, delikatna i wrażliwa. Pyta więc z troską:

- I co, było Ci przykro?
- Nie - odpowiada ze zdziwieniem córka - ja byłam zła!

Czy to możliwe, że mama tej dziewczynki, czyli ja we własnej osobie, pomimo tego, że zna ją od urodzenia, nie potrafiła właściwie określić jej emocji?
Jak widać jest to możliwe ;-)

niedziela, 5 lutego 2017

Amtspraeche - co to takiego?

Czy wiecie, co to jest Amtspraeche?
W ten sposób naziści nazywali język, którym się posługiwali.
I pomimo tego, że wojna już dawno się skończyła, ludzie nadal go używają.

Przedstawię Wam zwroty charakterystyczne dla tego języka:

- nie miałem wyjścia
- musiałam to zrobić
- nie dajesz mi wyboru
- sama tego chciałaś
- to on kazał mi to zrobić

- i tym podobne...

O co w ogóle chodzi z tym Amtspraeche i dlaczego o tym piszę? Amtspraeche, czyli "język urzędowy", wykorzystuje zwroty, które zaprzeczają dokonywaniu wyborów przez osobę, która się nim posługuje.
Czyli - to nie ja, tylko jakaś zewnętrzna moc/bodziec powoduje, że zachowuję się w taki a nie inny sposób.

Marshall Rosenberg mówił, że Amtspraeche jest najbardziej niebezpiecznym językiem na świecie. Ujmował to w ten sposób:

niedziela, 22 stycznia 2017

Czy wiemy, że czegoś potrzebujemy?


Czy wiemy, że czegoś potrzebujemy?

Pytanie na pierwszy rzut oka może wydawać się dziwne, ale za chwilę okaże się, że jednak jest coś na rzeczy ;-)

Weźmy na przykład małego człowieka. Chodzi w pieluchach, a jego rodzicom bardzo zależy na tym, aby korzystał już z toalety. Robią więc co mogą, aby go tego nauczyć. Po jakimś czasie odnoszą sukces i pieluchy idą w odstawkę.

Co z tego wynika?

Wynika z tego, że mały człowiek nauczył się czegoś ważnego.

Nauczył się rozpoznawać swoją potrzebę fizjologiczną. Potrafi już zauważać sygnały, które daje mu jego ciało i wie co należy wtedy zrobić.

Przyjmijmy więc, że w przypadku potrzeb fizjologicznych (nie tylko tych związanych z pieluchą ;-)) mamy taki proces:

niedziela, 15 stycznia 2017

Historyjka z życia wzięta czyli jak przerzucić odpowiedzialność za swoje emocje na uczniów...

Taka sytuacja:

Szkoła średnia. Nauczycielka jęz. angielskiego czuje pewien dyskomfort podczas prowadzenia lekcji w jednej z klas. Zasadniczo lubi uczyć, ale po wejściu akurat do tej klasy czuje, że coś jest nie tak... Atmosfera? Nie ma chemii?
Po jakimś czasie, kiedy dyskomfort doskwiera jej w coraz większym stopniu, zwraca się do klasy z pytaniem:

- Co wyście takiego zrobili, że po wejściu do tej klasy jedyną rzeczą, o której marzę, jest odbębnienie lekcji i wyjście stąd jak najszybciej?

I co tu się właściwie wydarzyło?
Osoba dorosła gromadziła w sobie frustrację, co oczywiście nie jest sytuacją komfortową dla nikogo. Chcąc się pozbyć tego nieprzyjemnego uczucia, przerzuciła odpowiedzialność za odczuwany przez siebie dyskomfort na młodzież (zgodnie ze schematem myślenia "to wy mi to robicie"), próbując jednocześnie wywołać w uczniach poczucie winy.

poniedziałek, 9 stycznia 2017

ABC, czyli gdzie jest przyczyna moich emocji?

Dzisiejszy post jest kontynuacją rozważań o osobistej odpowiedzialności, ponieważ uważam to zagadnienie za kluczowe w procesie budowania empatycznych relacji z dziećmi (pisałam o tym tutaj oraz tutaj).

Dla mnie ważne okazało się znalezienie odpowiedzi na pytanie:

Gdzie leży przyczyna ludzkich emocji?

Okazało się, że znajduje się ona...... w nas samych..

I nie jest to wcale najnowsze odkrycie psychologii, ponieważ już w III wieku przed naszą erą greccy filozofowie twierdzili, że nasze emocje i zachowania wynikają bezpośrednio z naszych sądów o zewnętrznych wydarzeniach.