Dzisiaj historyjka o tym, co na pierwszy rzut oka nie było wcale oczywiste... ;-)
Pewnego popołudnia wraz z grupką rodziców czekałam na zakończenie zajęć sportowych, w których brała udział moja córka. W końcu drzwi od sali gimnastycznej się otworzyły i dzieci zaczęły wychodzić. Trwało to dłuższą chwilę.
Jedna z mam wydawała się zniecierpliwiona. Zajrzała do sali i zobaczyła, że jej syn nadal jest w środku. Leży na boku, skulony na podłodze. Trzyma ręce przy twarzy.
Zawołała więc do niego:
- Antek, wstawaj! Nie wygłupiaj się! Idziemy do domu!
Chłopiec dalej leżał na podłodze, skulony.
- Antek, spieszy mi się! Chodź już!
Cisza.
- Dobrze, skoro tak, to zostawiam Cię tutaj. Prześpisz się w tej sali. Dobranoc, życzę Ci miłych snów. Zabiorę Twoje rzeczy.
Odwróciła się i poszła do przebieralni.
Ponieważ moja córka nadal się przebierała, postanowiłam sprawdzić, czy mogę jakoś pomóc. Zapytałam więc chłopca:
- Czy coś się stało?
- Ktoś mnie zamknął w walizce!
"Acha - pomyślałam sobie - czyli jest jakiś ważny powód, dla którego ten chłopiec tu leży"
- A duża ta walizka? - zapytałam
- Nie, mała....
- To pewnie Ci ciasno?
- Tak. Nie mogę oddychać...
- A chciałbyś żeby ktoś otworzył tę walizkę?
- Tak!
Podeszłam więc i wykonałam wokół chłopca taki ruch, jakbym otwierała suwak walizki, dodając do tego dźwięk "bzzzzzzzz".
Kiedy skończyłam, chłopiec zerwał się na równe nogi i zaczął wykrzykiwać:
- Jestem wolny! Jestem wolny!
Po czym założył skarpetki i poszedł do przebieralni.....
I tak sobie myślę ile nerwów zaoszczędziliby sobie rodzice, gdyby zrezygnowali z bezskutecznego grożenia konsekwencjami, które i tak się nie wydarzą (o czym zresztą dzieci doskonale wiedzą ;-))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz