Dzisiaj ciąg dalszy rozważań dotyczących sposobu myślenia, który nie pomaga w budowaniu empatycznych relacji z dziećmi (i z ludźmi w ogóle).
Będą one dotyczyły osobistej odpowiedzialności.
Najpierw cytat:
Wzięcie całkowitej odpowiedzialności za wszystkie nasze czyny, a także za nasze emocje i zachowania będące reakcją na różne sytuacje życiowe, jest najważniejszym krokiem na drodze ku dojrzałości. Niemniej tendencja do obwiniania innych za nasza uczynki i reakcje jest stara jak świat.
John Powell, Twoje szczęście jest w tobie.
Snując filozoficzne rozważania na ten temat, doszłam do wniosku, że schemat myślenia pomagający w wypieraniu się odpowiedzialności za własne emocje może wyglądać na przykład tak:
1. Jeżeli rozmawiam z kimś i w trakcie trudnej rozmowy poniosą mnie nerwy, to ten ktoś je we mnie wywołał.
2. Ale jeżeli rozmawiam z kimś i w trakcie tej samej trudnej rozmowy zachowam spokój, to ten spokój jest moją zasługą.
Nie mojego rozmówcy ;-)
Teraz zastanowimy się jak "wypierające się odpowiedzialności JA" interpretuje analogiczne zachowania u swojego rozmówcy.
3. Jeżeli rozmawiam z kimś i w trakcie trudnej rozmowy ten ktoś się zdenerwuje, to on sam "wyprodukował" swoje zdenerwowanie.
4. I wreszcie - jeżeli mój rozmówca w trakcie trudnej rozmowy zachowa spokój, to ten spokój jest jego zasługą (co przyznajemy z uznaniem lub lekką niechęcią, w zależności od sytuacji ;-)).
A ponieważ lubię sobie poukładać myśli, narysowałam taką oto tabelkę:
Za myśleniem idą słowa - w naszym języku ojczystym w sytuacji nr 1 mówi się "nie denerwuj mnie" albo "wyprowadził mnie z równowagi". W sytuacji nr 3 nie powiemy jednak: "o, widzę, że Cię zdenerwowałem", tylko raczej: "no i co się tak wściekasz?".
Czyli ten ktoś był przyczyną mojego zdenerwowania (1) oraz swojego (3). On zdenerwował "mnie" i on zdenerwował "się".
Ciekawe, prawda?
Zauważyłam, że w tak zwanej "trudnej" sytuacji z dzieckiem, denerwując się, niektórzy dorośli myślą: "to Ty mi to robisz". A jeśli zdenerwuje się dziecko, myślenie dorosłego idzie w kierunku "sam sobie to robisz".
Czyli w żadnej z tych sytuacji dorosły (rodzic, nauczyciel, dziadek, babcia itd.) nie czuje się odpowiedzialny za powstające emocje. Odpowiedzialność za całą sytuację zostaje przerzucona na dziecko.
Dla mnie niezwykle ważne było zrozumienie, że zachowanie dziecka jest jedynie bodźcem, a reakcja na to zachowanie zależy już do mnie - do dorosłego.. Ta reakcja z kolei zależy od tego, w jaki sposób POMYŚLĘ o zachowaniu dziecka, jak je ocenię.
Biorąc powyższe pod uwagę, przyjęłam następujący tok rozumowania:
1. Jeżeli rozmawiam z kimś i w trakcie trudnej rozmowy zareaguję nerwowo, to ja jestem odpowiedzialna za moje emocje.
2. Jeżeli rozmawiam z kimś i w trakcie trudnej rozmowy zachowam spokój, to ja jestem odpowiedzialna za mój spokój
3. Jeżeli rozmawiam z kimś i w trakcie trudnej rozmowy ten ktoś się zdenerwuje, to on jest odpowiedzialny za swoje emocje.
4. Jeżeli rozmawiam z kimś i w trakcie trudnej rozmowy ten ktoś zachowa spokój, to on jest odpowiedzialny za swój spokój.
Czyli moja tabelka będzie teraz wyglądać następująco:
Dlaczego uważam, że wypieranie się odpowiedzialności za swoje emocje to ważny temat? Coś co warto u siebie zauważać i zastępować takie podejście braniem odpowiedzialności na siebie?
Dlatego, że rozumowanie w sposób opisany w pierwszej tabelce przyczynia się do usprawiedliwiania przez dorosłych opresyjnych zachowań wobec dzieci.
Podniesienie głosu, danie klapsa, straszenie, zawstydzanie, wzbudzanie poczucia winy czy wreszcie pobicie dziecka - wszystko to zaczyna się od myślenia "to Twoja wina".
Jeśli przyjmiemy, że to dzieci są autorami naszego zdenerwowania, to po pierwsze wyprzemy się odpowiedzialności za własne emocje i uznamy nasz gniew za "słuszny", a po drugie - pozbawimy się sprawczości (pisałam o tym w poprzednim poście).
A co gorsza - przekażemy taki właśnie rodzaj rozumowania kolejnemu pokoleniu.
Tymczasem to właśnie wzięcie odpowiedzialności za własne myśli, emocje i działania, pomaga rozwiązywać sytuacje pełne napięcia.
Nie oznacza to, że nigdy więcej już się nie zdenerwujemy - emocje towarzyszą ludziom nieustannie, a zdarza się i tak, że ten sam bodziec zadziała na nas inaczej kiedy jesteśmy np. wypoczęci, radośni, a inaczej kiedy jesteśmy zmęczeni, głodni, smutni itd..
Zrozumienie różnicy pomiędzy bodźcem a przyczyną daje jednak taki rezultat, że nawet jeśli się zdenerwujemy, zaczynamy kierować swoją uwagę na proces, który toczy się wewnątrz nas i tam szukamy przyczyny swojego zdenerwowania.
Dlatego właśnie, niezależnie od tego jak zachowa się druga osoba - np. dziecko - nie przyjmujemy postawy "to Twoja wina". Kierujemy naszą uwagę na to, czy i jakie potrzeby (nasze i dziecka) są zaspokojone. Uczymy w ten sposób dzieci rozpoznawania ich własnych wewnętrznych procesów i szukania odpowiednich strategii na zaspokojenie potrzeb.
I życie staje się piękniejsze :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz