Za tak zwanych moich czasów nie było internetu.
Ba, nie było nawet komputerów. Pierwszy raz miałam do czynienia z tym urządzeniem już w wieku dorosłym. W porównaniu z przeciętnym nastolatkiem, który wzrastał w dobie Facebooka, jestem pewnie dość nieudolnym internautą. Nie mam konta na instagramie ani na tweeterze, a ilość odwiedzanych przeze mnie stron www jest nader skromna. Niemniej jednak z komputera korzystam i uważam go za dość pomocny wynalazek.
I pewnie z powodu mojego internetowego "nieobycia", co jakiś czas zaskakują mnie różnego rodzaju informacje. Ostatnio takim zaskoczeniem był artykuł* w gazecie, który przykuł moją uwagę tytułem "Internetowa inwazja ekspertów od wszystkiego". Nawiązywał do wyprawy na Nanga Parbat i do akcji ratunkowej, podczas której udało się uratować Elisabeth Revol. Jednak tym, co okazało się dla mnie najciekawsze, był fragment artykułu poświęcony bańce filtrującej.
Autor zadał następujące pytanie: dlaczego łatwo wejść nam w buty ekspertów w praktycznie dowolnej sprawie (jak miało to miejsce w przypadku komentarzy tysięcy internautów, dotyczących akcji ratunkowej na Nanga Parbat).
Odpowiedź jest następująca (cytat z artykułu): Okazuje się, że w sukurs idą nam tu nowe technologie - a ściślej wypełniający coraz większą przestrzeń naszego życia internet. O ile już porucznik Sławomir Borewicz odnotowywał, iż "każdy Polak uważa, że to, co myśli ze szwagrem, to opinia całego narodu", to jednak przed pojawieniem się internetu "długie, nocne Polaków rozmowy" na tematy wszelakie toczyły się raczej w wąskim kręgu rodziny i znajomych. Wraz z pojawieniem się łatwo dostępnego publicznego hyde parku, jakim jest internet - pojawiła się możliwość zdobycia pewności, iż nasz pogląd w danej sprawie rzeczywiście jest poglądem całego narodu. Co więcej, niezależnie od tego, jaki jest nasz pogląd, taką pewność mamy szansę uzyskać.
Autor wyjaśnia dalej, że wszystkiemu winne jest zjawisko tzw. bańki filtrującej, którego działanie można w skrócie opisać jako "podsuwanie" nam przez komputery treści zgodnych z naszymi upodobaniami czy też przekonaniami. Skąd komputer wie, czym się interesujemy, jakie mamy poglądy? No cóż, sami go o tym informujemy, na przykład "lajkując" wpisy na Facebooku, wyszukując strony w google i tak dalej i tak dalej..
Ciekawa jest wypowiedź wspomnianego w artykule dr Macieja Dębskiego z Fundacji Dbam o Mój z@sięg, socjologa z Uniwerstytetu Gdańskiego: Fakt, że internet nas zna, powoduje zmianę i selekcję otrzymywanej przez nas informacji. W efekcie każdy ma i swoją prawdę, i na tę prawdę dowód.
Przyznam, że nigdy wcześniej nie słyszałam o bańce filtrującej, więc te informacje były dla mnie zaskoczeniem. Owszem, miałam świadomość tego, że Facebook podsuwa mi reklamy produktów, które niedawno kupowałam albo których szukałam w google, ale żeby komputer personalizował dla mnie inne treści - tego w ogóle nie brałam pod uwagę.
Temat zaintrygował mnie na tyle, że postanowiłam podzielić się nowo zdobytą wiedzą z moim kolegą z pracy. Postanowiliśmy - że się tak wyrażę - organoleptycznie sprawdzić, jak działa bańka filtrująca. W tym celu każde z nas wpisało do wyszukiwarki google to samo wyrażenie - a mianowicie "sztuczna inteligencja". Następnie porównaliśmy wyniki wyszukiwania, bo korzystaliśmy oczywiście z dwóch komputerów.
Efekty eksperymentu były następujące:
- mój komputer zaproponował mi całą listę książek traktujących o sztucznej inteligencji (musiał skądś wiedzieć, że czytam nieustannie....)
- komputer kolegi nie pokazał mu żadnej książki do ewentualnego przeczytania, za to podsunął mu szereg stron o tematyce sportowej (jako że kolega interesuje się piłką nożną) - okazuje się, że sztuczna inteligencja może się sprawdzić także w tej dziedzinie.
- niektóre wyniki wyszukiwania były takie same w obydwu komputerach, ale pokazane w zupełnie innej kolejności
Dlaczego w ogóle piszę o tym na blogu, który z założenia ma dotyczyć spraw związanych z wychowywaniem dzieci? No cóż, tak się składa, że internet to nasza rzeczywistość i warto jest uświadomić dzieciom jak on właściwie działa. Myślę, że eksperyment, który udało nam się zrobić w pracy, z powodzeniem można wykonać także w domu. Zdarza się przecież, że każdy z członków rodziny ma swój komputer, przy którym spędza sporo czasu. Można więc usiąść obok siebie i wpisać w wyszukiwarkę wybrane wspólnie słowo lub zdanie, a następnie porównać wyniki.
Na porównaniu doświadczenie się nie kończy, ponieważ najważniejsze w tym eksperymencie jest uświadomienie sobie i dzieciom tego, do czego może prowadzić taka "komputerowa personalizacja" - na przykład do zamykania się na inne niż nasz punkty widzenia, do bezkrytycznego przyjmowania do wiadomości tego co się czyta, a także do polaryzacji przekonań (co młodszym dzieciom można wytłumaczyć jako oddalanie się od siebie albo brak możliwości "dogadania się" z drugim człowiekiem, bo zamiast rozmowy mamy w takim przypadku dwa równoległe monologi).
Rozmyślając o bańce filtrującej przypomniałam sobie grę, w którą kiedyś grał mój syn. Nazywa się ona "bubble football" i polega na tym, że zawodnicy zakładają na siebie sporej wielkości przezroczyste, nadmuchane kule, a następnie biegają w nich po boisku, odbijając się od siebie wzajemnie. Niełatwo w takim stroju strzelić gola ;-) Komputerowych baniek filtrujących co prawda nie widzimy, ale możemy sobie wyobrazić, jak tkwimy w którejś z nich..
A może także odbijamy się o siebie nawzajem podczas różnych rozmów, tak jak to się dzieje w opisanej wyżej grze?
PS. mając świadomość, że ja sama tkwię w obszarze związanym z Marshallem Rosenbergiem i jego filozofią, postanowiłam znaleźć wypowiedzi krytyczne na temat nvc. Na razie na nic takiego nie trafiłam, pomimo tego, że korzystałam z różnych komputerów... Szukam dalej.
*Artykuł, który zainspirował mnie do napisania tego posta, znajdziecie tutaj.
Dodatkowo znalazłam także informacje o tym, co wie o nas Facebook. Może się Wam przyda :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz