Jakiś czas temu pisałam o strukturach dominacyjnych, w których funkcjonuje większość ludzi na świecie. Stosują one pewien określony rodzaj języka, niezbędny do ich podtrzymywania. Cechą charakterystyczną tego języka jest stosowanie słowa "być" do osądzania innych ludzi - ich zachowania, wyglądu lub inteligencji. Kolejnym elementem niezbędnym do podtrzymywania struktur dominacyjnych jest nauczenie ludzi wiary w tak zwaną retrybutywną sprawiedliwość:
Według jej zasad, jeśli jesteś uznany przez władze za "złego", to zasługujesz na to, aby cierpieć z tego powodu, czyli otrzymać karę. A jeśli władze ocenią Cię pozytywnie, to zasługujesz na nagrodę. Jestem przekonany, że właśnie ta kombinacja: nauczenie ludzi statycznego myślenia w kategoriach "dobry-zły", "właściwy-niewłaściwy", "normalny-nienormalny", "odpowiedni-nieodpowiedni" - taki rodzaj myślenia, połączony z wiarą w retrybutywną sprawiedliwość, opartą na karach i nagrodach, jest przyczyną przemocy na naszej planecie.
Marshall Rosenberg
W strukturach opartych na dominacji, kary i nagrody są elementem sprawowania władzy NAD kimś.
Wymierzenie kary lub udzielenie nagrody poprzedzone jest osądem - osoba stosująca opresyjny styl komunikacji osądza, czy zachowanie drugiego człowieka jest "prawidłowe" albo "nieprawidłowe". Taka sytuacja wydaje nam się zupełnie naturalna w procesie wychowania dzieci. To my - dorośli - ustalamy zasady i oczekujemy, że dzieci będą się do nich stosowały.
Powszechnie uważa się, że kary "działają". Wystarczy przytoczyć przykład fotoradarów - na ich widok każdy kierowca zwalnia tempo jazdy. Pytanie, co dzieje się chwilę później - czy nadal jedziemy wolniej, czy raczej przyspieszamy aż do kolejnego radaru? I czy tak naprawdę chodzi o to, żeby jeździć wolniej tam, gdzie stoi radar, czy raczej o to, żeby po prostu zawsze jeździć wolniej i bezpieczniej?
Tak właśnie "działa" kara...
A nagroda?
Marshall Rosenberg mówił o niej w następujący sposób: Nie lubię, kiedy ludzie stosują kary, ale uważam, że kara nie jest aż tak niszcząca jak nagroda. Wydaje mi się, że nie ma nic bardziej wypełnionego przemocą niż następujące stwierdzenie: "Będę cię kochać, jeśli posprzątasz swój pokój". Jeśli w miłości stawiasz warunki, niszczysz całe jej piękno.
Ocena drugiego człowieka, czy też jego zachowania, poprzedzająca wymierzenie kary lub przyznanie nagrody, jest sytuacją braku równowagi w relacji. Jedna osoba nieświadomie mianuje się kimś stojącym wyżej nad "tym drugim" i nadaje sobie prawo definiowania go i jego zachowań według swoich kryteriów - według "swojej normy".
Celem dorosłych, którzy stosują system kar i nagród, jest wymuszenie określonych zachowań dzieci. Ale czy zdajemy sobie sprawę z tego, że przy okazji uruchamiamy mechanizmy, na uruchamianiu których w ogóle nam nie zależy?
Trenerka nvc, Nada Ignjatovic-Savic, mawiała, że dzieci, wobec których stosuje się kary, uczą się następujących rzeczy:
- nienawidzić,
- kłamać i kombinować (większość kłamstw dzieci bierze się według niej ze strachu przed karą)
- że dorosłym wszystko wolno,
- że silniejszy może stosować przemoc wobec słabszego.
A przecież zamiarem osób dorosłych jest nauczenie dzieci czegoś zupełnie odwrotnego - na przykład odpowiedzialności, szacunku i prawdomówności.
Warto także pamiętać, że kara jest wyrazem bezradności osoby dorosłej. Jeśli bylibyśmy w stanie okazać sobie empatię, okazałoby się, że za tym wyrazem bezradności zwykle stoi potrzeba:
- szacunku
- bycia pewnym, że inni podzielają nasze wartości
- uczciwości
- troski o życie.
Nie komunikujemy jednak tego dzieciom, więc one o tym nie wiedzą. A skoro tego nie wiedzą, trudno im zrozumieć, dlaczego tak właśnie się zachowujemy.
Dzieci cierpią, jeżeli przydarzy im się coś nieprzyjemnego albo jeśli popełnią błąd. Odpowiedź dorosłych, polegająca na wymierzeniu kary, przyczynia się do jeszcze większego cierpienia.
Jeżeli mówimy do dziecka ze złością, jego reakcja będzie odpowiedzią na naszą złość. Dziecko nastawi się na przetrwanie (a nie na wysłuchanie tego, co mamy akurat do powiedzenia) i zareaguje agresją lub wycofaniem się z kontaktu.
W zależności od tego, czy dziecko ma skłonność do wybierania własnej autonomii czy raczej do współpracy z dorosłymi (pisałam o tym tutaj), możemy spodziewać się jednej z poniższych reakcji:
- otwarta rebelia (zrobię to, czego ja chcę, choćbym miał umrzeć)
- pozorna skrucha (obietnica "nigdy już tego nie zrobię" - i robienie tego)
- posłuszeństwo ze strachu przed karą (dziecko zrobi coś dlatego, że "władza tak chce")
Wielu dorosłych nie zauważy swojego własnego udziału w całym procesie. Odpowiedzialność za ewentualną niepożądaną reakcję dziecka przerzucą na dziecko właśnie...
Dorośli, którzy stosują nieopresyjny styl komunikacji, w tak zwanych trudnych sytuacjach z dziećmi reagują okazaniem empatii. Dla mnie oznacza to sprawowanie władzy Z KIMŚ, a także poszukiwanie przyczyny danego zachowania dziecka (w przeciwieństwie do stosowania kar czy nagród, które określam jako działanie wyłącznie na skutkach).
Tu ważna uwaga: empatia nie oznacza automatycznej akceptacji zachowania, które nam się nie podoba. Oznacza natomiast zrozumienie punktu widzenia dziecka, które "obdarowane" empatią, otwiera się na zmianę w pożądanym kierunku.
A bardziej naukowo wygląda to tak:
Stosowanie kar lub nagród uruchamia tzw. niższą ścieżkę reagowania (bodziec-reakcja). Taki mechanizm uruchamia się na przykład w zwierzętach poddawanych tresurze.
Okazanie empatii uruchamia tzw. wyższą ścieżkę reagowania (bodziec-refleksja-reakcja).
Moim zdaniem warto uczyć dzieci uruchamiania właśnie tej wyższej ścieżki reagowania. Być może pomysł okazywania empatii zamiast szybkiego ukarania czy nagrodzenia dziecka wyda się niektórym osobom nienaturalny, ale - jak powiedział Gandhi - nie należy mylić tego co nienaturalne, z tym do czego nie jesteśmy przyzwyczajeni...
Warto zadać sobie pytanie - jakimi intencjami chciałbym/chciałabym, aby kierowało się dziecko, dokonując życiowych wyborów? Strachem przed karą? Chęcią uzyskania nagrody? Czy raczej wewnętrznym systemem wartości, niezależnym od kar i nagród? Udzielenie tej drugiej odpowiedzi oznacza rezygnację ze znanego nam opresyjnego stylu komunikacji...
Czy zmiana obecnie obowiązującego sposobu myślenia jest w ogóle możliwa? Wierzę, że tak, ale nie nastąpi to z dnia na dzień.
Wymaga ona transformacji języka, którym się posługujemy.
Marshall Rosenberg proponował rezygnację ze znanego nam oceniania i zastąpienie go pytaniem, czy ważne ludzkie potrzeby są (lub nie są) w danej sytuacji zaspokojone. W praktyce wygląda to tak, że zamiast mówić "niegrzeczne / złośliwe / kłamliwe dziecko", skupiamy swoją uwagę na faktach (co się wydarzyło?), na uczuciach (co czuje dziecko w tej sytuacji?), na potrzebach (jaką ważną potrzebę próbowało zaspokoić dziecko, zachowując się w ten a nie inny sposób?). Takie podejście umożliwia dostrzeżenie problemu wymagającego rozwiązania (a nie "dziecka do naprawienia" ;-) ). Okazanie empatii dziecku / dzieciom stwarza także przestrzeń do poszukiwania rozwiązań, które zaspokoją potrzeby wszystkich osób zaangażowanych w daną sytuację.
Czy zmiana obecnie obowiązującego sposobu myślenia jest w ogóle możliwa? Wierzę, że tak, ale nie nastąpi to z dnia na dzień.
Wymaga ona transformacji języka, którym się posługujemy.
Marshall Rosenberg proponował rezygnację ze znanego nam oceniania i zastąpienie go pytaniem, czy ważne ludzkie potrzeby są (lub nie są) w danej sytuacji zaspokojone. W praktyce wygląda to tak, że zamiast mówić "niegrzeczne / złośliwe / kłamliwe dziecko", skupiamy swoją uwagę na faktach (co się wydarzyło?), na uczuciach (co czuje dziecko w tej sytuacji?), na potrzebach (jaką ważną potrzebę próbowało zaspokoić dziecko, zachowując się w ten a nie inny sposób?). Takie podejście umożliwia dostrzeżenie problemu wymagającego rozwiązania (a nie "dziecka do naprawienia" ;-) ). Okazanie empatii dziecku / dzieciom stwarza także przestrzeń do poszukiwania rozwiązań, które zaspokoją potrzeby wszystkich osób zaangażowanych w daną sytuację.
Jestem przeciwnikiem zarówno jednego i drugiego podejścia. Alfie Kohn, autor książki "Wychowanie bez nagród i kar", podsumowuje je następująco:
Zupełny permisywizm i surowe karanie wcale nie są przeciwnościami. Jedno i drugie charakteryzuje się absolutnym brakiem efektywnego, dojrzałego kierowania dzieckiem.
Jak w sposób dojrzały kierować dzieckiem?
Wspomniana wyżej Nada Ignjatovic-Savic proponowała, aby wspólnie z dziećmi ustalać zasady i konsekwencje (nie kary) nie stosowania się do nich. Dodam od siebie, że i zasady i konsekwencje powinny obowiązywać zarówno dzieci jak i dorosłych. Ważne jest to, aby nie "betonować" reguł raz na zawsze, ale reagować na bieżąco, kiedy widzimy, że dane rozwiązanie nie działa.
W sytuacji kiedy dziecko zrobi coś "niewłaściwego", warto pokazać mu, jak może naprawić daną sytuację (zamiast informowania go, jak bardzo jest "złe").
Z kolei profesor Joachim Bauer, specjalista w dziedzinie neurobiologii, mówi, że tym co sprzyja motywacji i rozwoju dziecięcych mózgów jest przyjazne podejście i empatia. Przyczynia się ono także do rozwoju inteligencji (cały wpis o tym tutaj). Zdaniem profesora, dzieci i młodzież, dla swojego rozwoju potrzebują czułych i odpowiedzialnych rodziców i nauczycieli, posiadających wysokie kompetencje w zakresie budowania relacji (więcej na ten temat tutaj). Działania dorosłych mające na celu wzbudzenie strachu u dzieci, aktywizują geny stresu. Niszczą one mózg, a dzieci dzięki takiemu podejściu stają się posłuszne, ale.... nie mądrzejsze.
Jak widać, od naszego podejścia i sposobu reagowania na dziecięce zachowania bardzo wiele zależy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz